Dziś Magda powiedziała, że w Fińskiej znów jest ten sam
klimat, co na początku. A co było na początku?
Na początku był
samowar i puste ściany, a w nich Michał. Ale nie sam. Już od początku, od
pierwszego dnia Michał rzadko bywał sam. Przychodzili do niego ludzie, a on okazywał
im sympatię i zainteresowanie. Więc wracali. I dobrze czuli się w tych czterech
nierównych ścianach, z tym samowarem, a potem i ekspresem. Pomalowali mu je tak
jak chcieli, od serca, sprejem. Michał częstował herbatą albo kawą, bo
twierdził że to rewolucja. Miał rację – okazało się że nikt jeszcze nigdy nie
widział kawiarni w której częstuje się ciepłymi napojami tak o, a nie dla
pieniędzy. Z tego szoku niektórzy uciekali, a inni zostawali. Przychodzili
codziennie wspierać i obserwować jak nakręca się spirala bezinteresowności. Po
dwóch tygodniach Michałowi skończyły się pieniądze na tą zabawę, zaczęło się poważne
życie. I co? I ludzie uświadomili sobie, że prawdziwe i poważne życie toczy się
właśnie w Fińskiej. No to taka właśnie rewolucja.
Po ponad pół roku istnienia tego miejsca siedzimy sobie właśnie
w Fińskiej i robimy remonty, unowocześnienia i udogodnienia. Wbrew
przewidywaniom poważnych ludzi, nadal jakoś znajdują się fundusze na częstowanie
ludzi ciepłymi napojami. Są też pieniądze na ciepło, czynsz, a nawet na zlew. Resztę
potrzebnych rzeczy przynoszą goście, którzy odwdzięczają się w ten sposób za
kawę, a może raczej za coś zupełnie innego, ale tego nie ubiera w słowa, bo jest
nieuchwytne, choć każdy wie że najistotniejsze.
Dzień jako co dzień ale bardziej zapracowany, bo remonty i unowocześnienia.
Wczoraj było przemeblowywanie, a dziś dekorowanie. Zakryliśmy obrusami posprejowane
ściany, które wczoraj jakoś tak powyłaziły na widok publiczny i wołały o zmianę.
Tak, tak, obrusami, tymi na których goście malują różne rzeczy podczas rozmowy
przy stole. Obrusy były zamalowywane i zbierane od początku, a teraz w końcu
zawisły i zdobią ściany. Zrobiło się jak dawniej, bo więcej miejsca i tak
przestrzenniej dzięki tym tapetom. No i przypominają o tym rysowaniu, które tak
już się jakoś na dobre przyjęło w Fińskiej i stworzył się rytuał - siedzimy, pijemy herbatę i rozmawiamy,
malując po obrusie. Wtedy rozmowa łatwiej idzie, rysowanie pomaga skupić myśli
i rozluźnić atmosferę, no i pomaga coś zrobić z rękami i oczami jak się nie wie
co. Różne są te malunki, ale to nie o to chodzi żeby ładnie namalować. Może być
byle co namalowane, to tylko obrus, nikt się tym nie przejmuje, przecież obrusy
to nie dzieła sztuki. Tak sobie ludzie myślą rysując, bo nie zdają sobie sprawy
przecież, że potem, po paru miesiącach, te obrusy będą symbolizować ogromne ilości
czasu, rozmów, ludzi i zdarzeń jakie tu zaszły i wreszcie zawisną na ścianach,
coś jak obrazo-kroniki.
Na koniec Kacper przykleił do sufitu zasłonkę od okna. Tak
zupełnie bez sensu i logiki, ale się jakoś trzyma. Takie rzeczy się zdarzają.
agg